Dlaczego młodzi lekarze nie chcą zostać na uczelniach? Czy technologia zagraża relacji lekarz–pacjent? Jakie są największe wyzwania dla edukacji medycznej? O tym, jak nie stracić człowieka w świecie algorytmów, mówi z okazji inauguracji nowego roku akademickiego prof. Zbigniew Krasiński, rektor Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu.
PIOTR RZYMSKI: Dlaczego tak trudno przyciągnąć młodych lekarzy do pracy akademickiej?
PROF. ZBIGNIEW KRASIŃSKI: Moim zdaniem brakuje systemowych zachęt, by angażowali się w dydaktykę i ścieżkę naukową – co grozi poważną luką pokoleniową na uczelniach medycznych. Dodatkowo, presja i potrzeby społeczne spowodowały wzrost liczby studentów. Zwiększenie limitów przyjęć na kierunki lekarskie, także na uczelniach niepublicznych, pogłębia problem: na jedną osobę przypada większa liczba studentów, co może obniżać jakość kształcenia, a na pewno prowadzić do przemęczenia kadry.
A kwestie ekonomiczne nie odgrywają tu też roli?
Nie zacząłem od finansów, ale one też są ważne. Wielu ma poczucie, że na uczelniach medycznych wynagrodzenia i prestiż są niedostateczne. Wykładowcy medyczni często zarabiają mniej niż lekarze pracujący w szpitalach. Uczelnie nie są w stanie konkurować finansowo z placówkami ochrony zdrowia, co może demotywować do pracy dydaktycznej i badawczej. Pomimo wielkiego postępu w medycynie XXI w., mam cały czas wrażenie, że potrzebne jest większe wsparcie rozwoju dydaktycznym. Część lekarzy nie jest odpowiednio przygotowana pedagogicznie do prowadzenia zajęć. Brakuje programów wspierających rozwój kompetencji dydaktycznych i metodycznych – zwłaszcza w zakresie nowoczesnych technologii, symulacji medycznych czy kształcenia online. Jednak klamrą dla wszystkich tych uwag pozostaje kwestia fundamentalna: jakość kształcenia. Presja na szybkie zwiększanie liczby absolwentów, bez równoległego wsparcia kadrowego, może prowadzić do obniżenia standardów nauczania, a w konsekwencji – odbić się na jakości opieki zdrowotnej w Polsce.
Problemem jest nie tylko zatrzymanie lekarzy w uczelniach, ale w ogóle zatrzymanie ich w Polsce. Pomysłów na rozwiązanie problemu słyszeliśmy już wiele – a jaka jest Pana wizja?
To jedno z najpoważniejszych wyzwań stojących dziś przed polskim systemem ochrony zdrowia – i przed środowiskiem akademickim. Chociaż uczciwie mówiąc zdecydowanie mniejszy to problem dziś niż w przeszłości. Kształcimy świetnych lekarzy, pielęgniarki, fizjoterapeutów, diagnostów – a potem wciąż wielu z nich opuszcza kraj, szukając lepszych warunków pracy i życia. Przyczyn jest wiele. To nie tylko kwestia wynagrodzeń – choć są one oczywiście ważne. Równie istotne są warunki pracy – przepracowanie, niedobory kadrowe, biurokracja, brak perspektyw rozwoju zawodowego, poczucie braku szacunku i uznania społecznego oraz niska jakość zarządzania w wielu placówkach. Moja wizja zatrzymania personelu medycznego w Polsce to postawienie na jakość kształcenia i wsparcie młodych kadr. Środowisko akademickie powinno budować bliską więź z absolwentami – dając im poczucie, że są częścią wspólnoty, która chce ich wspierać i rozwijać, nawet po opuszczeniu murów uczelni i Poznania.
Niektórzy decydenci potrafili twierdzić, że skoro studenci medycyny chcą studiować za darmo, to powinni mieć zobowiązania do pracy w Polsce.
W mojej opinii nie zatrzymamy młodych ludzi w Polsce apelami o patriotyzm. Zatrzymamy ich, jeśli pokażemy, że tu mogą pracować godnie, rozwijać się zawodowo i naukowo, być szanowani i co ważne mieć realny wpływ na system, w którym funkcjonują. A w tym wszystkim środowisko akademickie nie tylko może, ale musi być aktywnym uczestnikiem – i liderem.
I iść z duchem czasu – XXI w. to czas innowacyjności, podczas gdy uniwersytet wiąże się z tradycją akademicką. Jak to pogodzić?
Tradycja to fundament, nie hamulec rozwoju. Wielokrotnie to podkreślałem – wcześniej jako dziekan, dziś jako rektor. Dla miłośników kina przytoczę słowa Reb Tewje ze Skrzypka na dachu – cyt. Jak zachować balans? Odpowiem jednym słowem – Tradycja! To filozofia edukacji – wiedza ma wartość samą w sobie, a jej zdobywanie kształtuje osobowość i zdolność krytycznego myślenia. W dobie cyfryzacji i kultury typu instant to podejście jest szczególnie cenne. Innowacje muszą wspierać misję uczelni, a nie ją spłycać.
Czy nowoczesne technologie nie rozmywają jednak tej misji?
Wręcz przeciwnie – jeśli są dobrze zintegrowane z modelem kształcenia. Wykład nie znika, ale może być wsparty symulacjami VR, quizami czy pracą projektową. Dzięki cyfrowym narzędziom studenci mogą ćwiczyć procedury w bezpiecznym środowisku jeszcze przed kontaktem z pacjentem. Technologie cyfrowe i AI – mogą wspierać proces dydaktyczny, np. personalizując ścieżki uczenia się lub automatyzując ocenianie prostych zadań, dając wykładowcom więcej czasu na bezpośredni kontakt ze studentami. Wirtualne laboratoria i symulacje – szczególnie istotne na kierunkach medycznych, pozwalają na bezpieczne ćwiczenie procedur przed zetknięciem z pacjentem. W globalnej współpracy online narzędzia cyfrowe ułatwiają współpracę międzynarodową i udział w projektach badawczych bez fizycznych ograniczeń. Kluczowe jednak, by technologie nie zastępowały relacji – ale on musi też się zmieniać, by być mentorem, a nie tylko źródłem wiedzy. Bezwzględnie należy szukać rozwiązań kompromisowych i inkluzyjnych.
Przychodzi Rektor do lekarza…Czego Pan oczekuje?
By był nie tylko diagnostą, ale partnerem pacjenta. Członkiem zespołu. Człowiekiem świadomym nie tylko biologii, ale też emocji, kultury, kontekstu społecznego. Dlatego edukacja medyczna zmierza dziś w stronę podejścia holistycznego – kształcąc nie tylko „umysł”, ale i „serce”.
A nie obawia się Pan, że wobec rosnącej roli technologii w medycynie, a także rozwoju sztucznej inteligencji, grozi nam dehumanizacja opieki zdrowotnej?
To bardzo ważne pytanie, które dotyka istoty współczesnych przemian w opiece zdrowotnej. Rzeczywiście, rozwój technologii, w tym AI, automatyzacji i cyfryzacji systemów medycznych, niesie zarówno ogromne szanse, jak i pewne zagrożenia. Jednym z nich jest ryzyko dehumanizacji opieki zdrowotnej, czyli ograniczenia bezpośredniego kontaktu człowieka z człowiekiem – lekarza z pacjentem. Główne zagrożenia to brak relacji lekarz–pacjent zamieniony na interakcję z interfejsem(np. e-wizyty, chatboty medyczne), zastępowanie decyzji klinicznych algorytmami, bez zrozumienia kontekstu osobistego pacjenta. Innym zagrożeniem jest zwiększenie dystansu emocjonalnego – technologia może ułatwiać pracę, ale też oddzielać lekarzy od emocjonalnych aspektów leczenia. Konsekwencją powyższych jest także zubożenie języka i empatii w komunikacji – jeśli czas rozmowy z pacjentem ogranicza się do wypełnienia elektronicznej dokumentacji, to tak może się stać.
Jak uniwersytet może przeciwdziała takim tendencjom?
Wiele nowoczesnych uczelni, w tym nasza, dostrzega to zagrożenie i aktywnie integruje podejście humanistyczne z nauczaniem technologicznym. Przykładowe działania obejmują humanizację programu nauczania – zajęcia z komunikacji lekarz–pacjent, etyki lekarskiej, psychologii i socjologii zdrowia stają się jego obowiązkowym elementem. Kładziemy nacisk na narracyjną medycynę – studenci uczą się słuchać historii pacjenta, a nie tylko analizować objawy. Uczymy też, jak mądrze korzystać z AI – jako wsparcia, a nie substytutu, i przypominamy, że technologia to narzędzie, nie cel. Realistyczne symulacje z udziałem aktorów lub manekinów pozwalają ćwiczyć empatię i komunikację w sytuacjach stresowych. Promujemy wolontariat i wczesny kontakt z pacjentem – także poza szpitalem: w opiece paliatywnej czy środowiskowej. Chcemy wychować lekarza przyszłości – kompetentnego technologicznie, ale świadomego emocji, kontekstu społecznego i godności drugiego człowieka.
Jest Pan klinicystą, ale też naukowcem. Czy w Polsce powinniśmy przede wszystkim finansować nauki stosowane, nastawione na konkretne aplikacje, czy jednak wspierać również projekty podstawowe, będące fundamentem niemal wszystkich wdrożeń?
Nie należy stawiać badań podstawowych i stosowanych w opozycji. Obie formy nauki są niezbędne – jedna bez drugiej nie może w pełni funkcjonować. Polska, jeśli chce być krajem innowacyjnym, musi inwestować zarówno w fundamenty wiedzy, jak i w jej zastosowania. Nasz kraj wciąż nadrabia zaległości infrastrukturalne i technologiczne w porównaniu do państw wysoko rozwiniętych. Zbyt małe nakłady na naukę (ok. 1,4% PKB na B+R) ograniczają możliwości pełnego rozwoju obu typów badań. Obecnie często premiowane są szybkie rezultaty, co faworyzuje projekty stosowane, ale to może prowadzić do zubożenia zaplecza teoretycznego. W mojej opinii celowe byłoby stworzenie mechanizmów synergii, np. poprzez interdyscyplinarne projekty łączące oba podejścia, wsparcie centrów badawczo-przemysłowych czy finansowanie „pomostowe” – od badań podstawowych do pilotażowych wdrożeń.
Żyjemy w czasach dezinformacji, szerzonej także przy pomocy mediów społecznościowych i sztucznej inteligencji. Jak my – badacze, lekarze, pracownicy ochrony zdrowia – możemy jej przeciwdziałać?
To pytanie, szczególnie dziś, gdy dezinformacja staje się jednym z najpoważniejszych zagrożeń dla zdrowia publicznego i zaufania społecznego – ma charakter fundamentalny. Jako środowisko medyczne i akademickie możemy przeciwdziałać jej wielotorowo. Po pierwsze – przez upowszechnianie rzetelnej, opartej na dowodach naukowych wiedzy. Lekarze, naukowcy i pracownicy ochrony zdrowia mają obowiązek dzielenia się nią nie tylko w obrębie własnego środowiska, lecz także w przestrzeni publicznej. Nawet pojedynczy głos eksperta w mediach społecznościowych może mieć realne znaczenie. Po drugie – budowanie zaufania. Niezwykle ważne jest, aby komunikować się w sposób jasny, otwarty i pozbawiony wyższości – tak, by odbiorcy czuli się zaproszeni do rozmowy, a nie oceniani. Po trzecie – szybka reakcja na fałszywe informacje. Trzeba aktywnie prostować manipulacyjne treści, publikując rzetelne dane i wyjaśnienia w przystępnej formie. Po czwarte – współpraca interdyscyplinarna. Skuteczne przeciwdziałanie dezinformacji wymaga współdziałania lekarzy, psychologów, specjalistów od komunikacji, informatyków, a także twórców treści, by dotrzeć do różnych grup społecznych odpowiednim językiem i kanałami.
Czy Uniwersytet powinien aktywnie angażować się w edukację społeczną w tym zakresie?
Moim zdaniem zdecydowanie tak. Uczelnia, szczególnie medyczna, ma zarówno kompetencje, jak i odpowiedzialność społeczną, by być źródłem wiarygodnej informacji. Uniwersytet może organizować otwarte wykłady, kampanie informacyjne i panele dyskusyjne na temat zdrowia i dezinformacji. Jego misja to szeroko rozumiane działania edukacyjne online – np. krótkie filmy, infografiki, posty z faktami medycznymi. Na poziomie studenckim – włączać studentów w projekty popularyzujące naukę i walkę z mitami zdrowotnymi. No i oczywiście, to co nieodzowne to współpraca z mediami i platformami społecznościowymi, by promować wiarygodne źródła wiedzy. Dezinformacja nie zniknie sama.
Dziękuję bardzo za rozmowę!
Zezwalamy na bezpłatny przedruk artykułów ze strony pod wyłącznym warunkiem podania źródła artykułu. Prosimy o podanie następującego źródła: Nauka i Zdrowie – onauce.ump.edu.pl
Prezentowane treści mają charakter wyłącznie informacyjny oraz edukacyjny i nie powinny być interpretowane jako porady medyczne służące do diagnozowania lub leczenia.